Poszedł strzelec, do dąbrowy
Uskutecznić sobie łowy
Przyczajony, przy olszynie
Zaczął dumać o dziewczynie
Było to z samego ranka
Czy to żona, czy kochanka
Rozmarzony, w takim stanie
Nie usłyszał trzask, fukanie
Dzik przesadził dukt przez chwilę
I zostawił wszystko w tyle
Strzelec, zbudzony z zadumania
Tyle było polowania
Został sam jak kołek w płocie
No i było po robocie
Nie ma głowy do niczego
Sama wiesz chyba – dlaczego?